Ostatni tydzień nie był aż taki zły, jak myślałem. Oczywiście, kilku pierwszaków jeszcze gubiło się w (dość prostej) szkole, ale ogólnie rocznik był dość spokojny. Zastanawiałem się, czy nie był to przypadkiem prezent od starego Ryumasakiego i jego nad wyraz sarkastycznego poczucia humoru w doborze tematów na referaty imprezowiczów z pierwszego dnia.
Przeciągnąłem się, ziewając. Właśnie skończyła się moja ostatnia dzisiejsza lekcja - sztuki walki. Muszę przyznać, że trochę się rozleniwiłem przez wakacje i teraz musiałem się zająć dość licznymi sińcami niemal na całym ciele. Wice mógłby sobie chociaż raz darować...
- Jutro weź sobie wolne - usłyszałem za swoimi plecami. Z trudem powstrzymałem się przed obróceniem, żeby nie pokazać powolności swojej reakcji. Skinąłem lekko głowa.
- Tydzień dobroci nad zwierzętami? - zaśmiałem się płytko. Niesparowany cios w żebra dał o sobie znać.
- Nie, rozsądek. Może i wziąłeś sobie wolne, ale i tak jesteś jedną z lepiej przygotowanych osób, gdyby doszło do jakiejś walki - spojrzałem zdziwiony na mężczyznę. Nie było to jego normalne zachowanie.
- Jakieś wiadomości z góry? - spytałem zupełnie poważnie.
- Nie przeczę, nie potwierdzam - odpowiedział. Oboje wiedzieliśmy, co to znaczy. Nawet, gdyby bardzo chciał mi powiedzieć, nie mógł przez przysięgę w języku bogów. Ale coś było na rzeczy, inaczej po prostu by zaprzeczył lub rzucił jakiś dowcip. Było to ostrzeżenie: "lepiej bądź ostrożny, potrzebuję twojej pomocy". Przytaknąłem tylko lekko.
- No, mniejsza z tym. Dzięki. Słyszałem, że ma przyjechać ta dziewczyna z wizytacji i może jeszcze jakieś towarzystwo. Lepiej sprawdzę, czy wszystko jest w porządku. A tak poza tym, to jutro maksymalnie przyniosę ci te formularze - zmieniłem szybko temat, żeby nie wymusić ciszy.
- Nie ma problemu, Verna i tak jest tymczasowo nieobecna, więc się nie śpieszy - mężczyzna wzruszył ramionami. - Acha, przypominam ci o Święcie Czterech Kryształów. Lepiej zacznij już wszystko przygotowywać.
- Jasne, jasne. I tak najpierw Inez musi wrzucić przetarg na motyw - ziewnąłem.
- Wątpię, żeby miała czas. Zapominasz, że ma już na głowie dzień kota i dodatkowe nauczanie śpiochów.
- A, też racja. Dobra, wymyślę coś. Idę - stwierdziłem, po czym wstałem z ławki, jedynej w całym pomieszczeniu piwnicznym, skłoniłem się krótko, wykonując gest benu, po czym wyszedłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz